Luty miesiącem zaciskania pasa, czyli czego nauczyła mnie finansowa hibernacja....

cześć i czołem! Po ostatnich miesiącach finansowych szaleństw i rozpust, a na pewno- rozpasania postanowiłam mocno ograniczyć wydatki w lutym. Jako, że miesiąc krótki i  żadnych większych wydatków się nie spodziewałam- postanowiłam spróbować i wziąć udział w eksperymencie pt. minimalizacja wydatków maści wszelakiej. Czułam się wyjątkowo zmotywowana. Wizja czterech tygodni zaciskania pasa jakoś w ogóle mnie nie przerażała, a nawet pojawiła się lekka ekscytacja  związana z możliwością sprawdzenia swoich ograniczeń, potrzeb i umiejętności radzenia sobie w kryzysowych sytuacjach, których jak się spodziewałam- nie zabraknie...

Po 23 dniach  zmagań mogę podsumować eksperyment jako na tyle udany, że będę chciała go powtórzyć. I mimo że wyzwanie nadal trwa, a do konca eksperymentu zostalo jeszcze cale 5 dni- juz teraz mogę powiedzieć: było warto.
 Czego się dowiedzialam o sobie? Czego się nauczyłam?


1) Mam niewyszukane, proste i nieskomplikowane potrzeby
Miniony miesiąc uświadomił mi, że do przeżycia potrzebuję naprawde niewiele a kupując na codzień masę niepotrzebnych rzeczy, których często nie użyję ( ale tez o ktorych istnieniu w ogole zapominam!), nie tylko wyrzucam w błoto ciężko zarobione pieniądze. Przez to wszystko również regularnie utrudniam sobie życie. A rzeczywistość i dziesiątki zbędnych rzeczy zaczyna mnie przytłaczać.

2) Warto szukać zamienników wśród posiadanych przedmiotów. I regularnie sprawdzać zawartość szafek.
Refleksja dotyczy m.in. kosmetyków. Mój budżet na miniony miesiąc był mocno okrojony ( i napięty jak baranie jaja ;)). Na wydatki kosmetyczne miałam zaplanowane zaledwie 20 PLN,  z których wydałam faktycznie 10,5 PLN na rzeczy naprawdę niezbędne. Pozostałe 9,5  PLN zwyczajnie się rozeszło.Jakże więc byłam niezadowolona, kiedy w polowie m-ca okazalo się, że brakło mi żelu do mycia twarzy. Pokombinowałam, poczytałam w necie-i wymyłam twarz żelem do higieny intymnej. Spoko sprawa. Nie podrażnia, nie wysusza, nie uczula. Przetrząsnęłam równiez szafkę z zapasami i znalazłam maleńki żelik do mycia twarzy i spore pudło czarnego mydła. Przeczytałam,że również sprawdza się całkiem nieźle- nie tylko do mycia twarzy, ale też ciała a nawet włosów.  Będę testować.
Kiedy ujrzałam denko w kremie pod oczy- troche straciłam fason. Wrażliwe okolice powiek trudno przecież  zasmarować byle czym. A o delikatną skórę w okolicach oczu warto dbać- w koncu najlepsza inwestycja to inwestycja w siebie ;). Bałam się, że sprawa się rypnie, że będę musiała powędrować do Rossmana po specjalny krem i wydać kolejne złotówki, ale oto odgrzebałam w czeluściach szafek kultowy krem Bambino.  I to był strzał w dziesiątkę. Delikatny, nie podrażnia, doskonale nawilża i chroni. Jestem zachwycona. Także póki co perspektywę zakupu kremu pod oczy przełożylam na blizej nie okreslony termin.
W czasie porządków znalazłam rzucone w kąt mini-kosmetyki i sporo próbek- kremy do rąk, twarzy, balsamy do ciała, peelingi. Będą jak znalazł do zużycia w najbliższych miesiącach.Ta sytuacja to kolejny dowód na to, że mam rzeczy o których posiadaniu zapomniałam. Uruchomiłam swoją wyobraźnię i rozwinęłam kreatywność.

3) Rozrywka nie musi wiele kosztować.
W tym miesiącu np. odkryłam darmowe seanse filmowe w ramach akcji 100 lecie odzyskania niepodleglosci. Dzieki darmowym wejsciowkom obejrzalam "Generała Nila". Udało mi się też wybyć do filharmonii na konferencję. Jestem pewna, że gdyby dobrze poszperać to w wiele roznych miejsc mozna by pojsc nie wydając na to ani zlotowki. Darmowe eventy to swietna okazja zeby nauczyc sie nowych rzeczy i  spotkać nowych ludzi.Ciekawa opcja :).

4) Mój poziom szczęścia jest niezwiązany z ilością posiadanej gotówki i zakupionych przedmiotów.
A to niespodzianka. Nawet Marilyn Monroe mowila przecież, ze "Pieniądze szczęścia nie dają,a dopiero zakupy...". Obalam mit. Może dlatego że fizycznie poczułam przesyt. Nadmiar posiadanych przedmiotów. Od początku lutego nie skupiałam się na tym co mam sobie kupić i w jaki sposób pozyskać na to środki.W lutym.... żyłam :). W lutym byłam spokojna, oddychałam nie zamartwiałam się stanem swoich finansów. Zakupy i nowe przedmioty sprawiają nam przyjemność i radość- zakupowa asceza zapewnia nam... spokój. A to bezcenne :)





Komentarze

  1. czy świetnie mi poszło? tego jeszcze nie wiadomo. Do konca miesiąca zostalo jeszcze kilka dni...:)

    OdpowiedzUsuń
  2. No i super, jak planowałaś tak zrobiłaś (tak przypuszczam:)) Plan miałam taki sam, ale u mnie gdzieś się to rozpłynęło przez te cztery tygodnie niestety. Zainsipirowałaś mnie punktem drugim mocno, żeby nie biec od razu jak się coś skończy do drogerii tylko sprawdzić miniatury - przecież mam tego mnóstwo! .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cieszę się :). O tym że plany planami a życie życiem- wiem jak nikt. Marzec to rowniez dobry miesiąc na wziecie udzialu w wyzwaniu!

      Usuń
  3. Fajny eksperyment. Gratuluję wytrwałości. Wybrałaś sobie dobry miesiąc, bo raz, że krótki, a dwa, że niesprzyjający wyjściom z domu. Osobiście uważam, że więcej wydaje się w cieplejszej połowie roku. Jakieś urlopy, wyjazdy, rozjazdy, lody, jadanie na mieście i się nazbiera...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Finansowe podsumowanie stycznia 2022....

TANIE GOTOWANIE... czyli przepis na obwarzanki :)

TANIE GOTOWANIE, czyli o kuchni za kilka groszy...