Garść sentymentalnych refleksji kwietniowych...

cześć i czołem :). Melduję się do raportu. Kwiecień mija mi jak z bicza trzasnął. Sporo się działo, wiele refleksji pojawiło się w mojej głowie. Miały miejsce wydarzenia pozytywne, ale i zmartwień i trosk nie brakowało. Ostatnio w ogóle dopada mnie tendencja spadkowa. Mnożę problemy, a może to one mnożą się same.... Ale jak mawiał mój ulubiony ks. Twardowski- "Kiedy jest ci tylko dobrze- to nie dobrze..". Więc może faktycznie chodzi w tym wszystkim o równowagę? O umiejętność docenienia dobrych chwil, zaakceptowanie przemijania i zrozumienie, że nic nie jest wieczne...

A skoro już o reflekcjach...kwiecień to miesiąc Swiąt Wielkanonych. Na tym polu również pojawiły się głębokie rozmyślania wynikające z obserwacji dot. relacji rodzinnych, zaniku więzi międzyludzkich itd. Bo jednak z czym jak z czym, ale święta kojarzą mi się głównie z rodzinnym ciepłem i biesiadowaniem ( no i masą dobrego jedzenia ;)). Tegoroczne święta były bardzo ubogie w rodzinne spotkania i co najlepsze- wydaje mi się, ze to trend dość powszechny. Jakoś nagle po latach biesiadowania przy stole, rodzinnych żartów i dokazywania wszyscy wolą wycieczki albo wypoczynek na łonie przyrody. I - żeby było jasne- to jest jak najbardziej ok. To jest zrozumiałe, nawet fajne- ale jakoś w głębi duszy tęskno mi do czasów dziecięcych kiedy na święta/ imieniny któregos z czlonkow rodziny zjezdzala się cala familia :). Przy stole siedziało z 20 osob- niejednokrotnie brakowało miejsc a radosny gwar rozsadzał człowiekowi czachę ( ale i serce !).  Pamiętam te szaleństwa z kuzynami, te śmiechy, smak chłodnego kompotu... śpiewy przy ognisku...Zycie pachniało jakoś inaczej. Wszyscy byliśmy blisko. Bez żali, pretensji, wzajemnych oskarżeń, niedomówień, zazdrości i zawistnych spojrzeń. Wszyscy mieli te same meble Bieszczady a Fiaty 126p różniły się co najwyżej kolorami, wszyscy jeździli na wakacje pod namioty... Piękne czasy. Niby wcale nie tak odlegle, a człowiek ma wrażenie jakby to wszystko wydarzyło się w innym życiu. To wszystko ponownie uświadomiło mi, że poziom szczęścia jest totalnie niezwiązany z posiadaniem i zasobnością portfela ( pod warunkiem zaspokojenia podstawowych potrzeb- w tym bezpieczeństwa finansowego- to jasne!). Ze prawdziwą radość daje rodzina, przyjaciele, relacje- bliskość z drugim człowiekiem. Serio :).

Jak myślę o najfajniejszych momentach mojego życia to uwierzcie- nie przychodzi mi na myśl moment zakupu auta, nowego komputera, czy uczucie frajdy z użytkowania iphone- funkiel nowka niesmigana (ahh  magnetyczny symbol jabłuszka ;)). Czuję, że takim momentem nie będzie nawet podpisanie aktu notarialnego związanego z nabyciem mieszkania. Wspominając dzieciństwo  nie rozmarzam się nad chwilą kiedy dostałam nowe rolki, nowy wypasiony rower, odtwarzacz DVD czy grę typu Pegasus (mega szał w latach 90`). Za to doskonale pamiętam radochę  z grania z rodzicami w planszówki, wyświetlanie slajdów na ścianie, wieczorne czytanie bajek, wspólne robienie ludzików z kasztanów, wakacje na działce....Łezka się  w oku kręci.
 Uczmy się doceniać każdą osobę na naszej drodze i dostrzegać w niej dobro. Cieszmy się z chwil z bliskimi. I pamiętajmy, że najlepsze rzeczy są za darmo ;).

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Finansowe podsumowanie stycznia 2022....

TANIE GOTOWANIE... czyli przepis na obwarzanki :)

TANIE GOTOWANIE, czyli o kuchni za kilka groszy...