O czym przypomniał mi wrzesień, czyli życiowe perypetie...
cześć i czołem :). Po ostatnich miesiącach, gdzie w miarę łatwo udawało się przewidzieć wydatki, gdzie los oszczędzał mi niespodzianek- wrzesień zaskoczył wydatkami! Niestety jak zwykle bywa w takich wypadach- niemile.
Mieliśmy w domu dość poważną awarię. Na początku probowalismy naprawić usterkę domowymi metodami. Oczywiście wymagało to zakupu drobnego sprzętu i narzędzi ( co jak wiadomo wiąże się z wydatkami). Finalnie- kiedy "misja- naprawa" skonczyla sie fiaskiem- wezwalismy fachowca. Oczywiście 'szarpnęło" nas po kieszeni.Skończylo się na 500 zl w budzecie mniej. Zrobilismy zrzutkę, aby było mniej dotkliwie. Mój plan wydatkowy sypnal sie po raz pierwszy.
Poza tym - po raz kolejny pojawily się problemy zdrowotne oraz konieczna byla wizyta u stomatologa. Spodziewałam się, że pewnie będzie konieczność leczenia, ale nie przewidziałam, że będzie aż tak fatalnie. Czeka mnie co najmniej kilka ładnych wizyt, leczenie kanałowe i kolejne wydatki z tym związane. Jak wiadomo- uslugi stomatologiczne do najtanszych nie należą. Wygląda to na studnię bez dna....Ale dziewczyną bez zęba na przedzie na pewno nie chcialabym zostać ;).
Wrzesień przypomniał mi o tym jak ważny jest fundusz awaryjny, który w ostatnich miesiącach tak mocno sobie odpuściłam. I jak nieprzewidywalny jest los. Że zawsze warto mieć kilka groszy na tzw. czarną godzinę i że warto zaciskać pasa. Czekam na kolejne miesiące z drżeniem...portfela. I od października do budżetu wraca pozycja- fundusz awaryjny. Symboliczny, ale zawsze.
Komentarze
Prześlij komentarz